Taki fort można kupić w każdym sklepie z fortami

O zimowej lampionadzie na Forcie Bema wiele osób zdążyło zapomnieć, więc przypomnijmy – w ubiegłym roku zarząd Dzielnicy Bemowo zgodził się na zamknięcie publicznego terenu zielonego na 3 miesiące, aby prywatna firma mogła urządzić tam komercyjną, biletowaną imprezę. Wydawało się, że gorące spotkania dyskusyjne z mieszkańcami, krytyczne głosy w mediach1 oraz petycja, która zgromadziła niemal 1000 podpisów to wystarczające argumenty, by włodarze Bemowa zrozumieli, czego oczekują od nich mieszkańcy: by teren fortu pozostał otwarty i ogólnodostępny jako jedyny duży park w okolicy.
My jednak woleliśmy mieć pewność, że epizod z grodzeniem i biletowaniem wstępu na fort już się nie powtórzy. Dlatego zgłosiliśmy do Budżetu Obywatelskiego propozycję symbolicznej dzierżawy terenu Fortu Bema na rzecz samych mieszkańców – tak, by zapewnić, że przez okrągły rok teren będzie pozostawał ogólnodostępny dla wszystkich chętnych.
Burmistrz nie odmawia?
Jeszcze jesienią jeden z wiceburmistrzów argumentował, że fort wydzierżawiono, ponieważ przedsiębiorca zgłosił się z taką propozycją, a zarząd dzielnicy nie miał powodów by mu odmówić. Skoro zarząd nie odmawia, złożyliśmy kontrpropozycję – projekt Fort Bema Unlimited – teren bez płotów, bez barier, dostępny dla mieszkańców przez 365 dni. W ramach projektu zabezpieczone byłoby 146 tys. zł – bo właśnie za taką kwotę można przez rok komercyjnie wydzierżawić cały teren (stawka na podstawie miejskiego cennika dzierżawy dla imprez plenerowych). Z tą różnicą, że zamiast firmy, park dzierżawiliby mieszkańcy. Mieszkańcom burmistrz jednak odmówił.
Czemu? Według urzędników weryfikujących pomysły do BO, projekt oznaczałby “uszczerbek dochodowy” dla dzielnicy. Park, symbolicznie wydzierżawiony mieszkańcom, nie mógłby w tym samym czasie “zarabiać” jako teren pod wynajem dla prywatnych podmiotów. Nasuwa się pytanie jaka, według naszych urzędników, jest podstawowa funkcja Fortu Bema – czy jest to teren rekreacyjny czy raczej maszynka do zarabiania pieniędzy?
Pytania można właściwie mnożyć. Jak bardzo niechlujnie przebiega weryfikacja projektu, skoro nie zauważono, że autorzy proponują właśnie zabezpieczyć pieniądze, które zrekompensują brak możliwości komercyjnego najmu? Skoro wynajęcie terenu mieszkańcom oznacza utratę potencjalnych wpływów z innych źródeł, dlaczego zdecydowano się na dzierżawienie go Progresji? Przecież w tym czasie fort również był “zablokowany” i nie mógł przynosić dochodów od innych firm. Przypomnijmy, że zgodnie z miejskimi regulacjami stawka najmu jest niezależna od wielkości terenu. Wystarczyło podzielić fort na pół – część dać Progresji, a kolejny fragment wynająć w tym samym czasie innej firmie, by interes przyniósł dwa razy więcej wpływów. Jak zarabiać, to miliony!
Czyj jest Fort Bema
Odrzucając projekt urzędnicy powołują się na prawo właściciela gruntu do swobodnego dysponowania swoim mieniem. Zdaniem pracowników UD Bemowo, realizacja projektu zablokuje możliwość wynajęcia terenu fortu komuś innemu, a więc tę swobodę ograniczy. A miasto, jak każdy inny właściciel gruntu, “może korzystać ze swojego mienia zgodnie ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem swego prawa, w szczególności pobierać pożytki i inne dochody z posiadanej rzeczy”. Sęk w tym, że w tym wypadku mityczny właściciel to nie kto inni a sami mieszkańcy Bemowa. Zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym to właśnie mieszkańcy tworzą, z mocy prawa, wspólnotę samorządową. Nie urząd ze swoimi pracownikami, nie burmistrz, nie radni. Mieszkańcy – ci sami, którzy właśnie w ramach głosowania w Budżecie Obywatelskim mogliby wreszcie zdecydować o tym, co zrobić z należącym do nich terenem. Czy chcą pobierać “dochody z posiadanej rzeczy” czy raczej korzystać z niej jako terenu odpoczynku i rekreacji. Tymczasem urzędnicy próbują nam wmówić, że Fort nie jest dla mieszkańców do zabawy, a dla poważnych panów do robienia interesów.
A gdyby tu było przedszkole w przyszłości
Aby odrzucić projekt, bemowscy urzędnicy nie wahają się snuć alternatywnych scenariuszy – argumentują, że Fort Bema może być potencjalnym miejscem imprez kulturalnych. W grę wchodzi już nie tylko “uszczerbek dochodowy” ale też “uszczerbek kulturalny”, a realizacja projektu mogłaby “pozbawić mieszkańców dzielnicy dodatkowych atrakcji”. Pal licho, że ewentualną jakość atrakcji pokazał epizod z lampionami. Pal licho, że na terenie dzielnicy jest wiele innych miejsc, gdzie organizacja imprezy plenerowej mogłaby się odbyć bez odbierania mieszkańcom dostępu do zieleni. Na podobnej zasadzie można byłoby odrzucić właściwie wszystkie projekty zgłaszane do BO. Bo każdy projekt jakoś definiuje sposób wykorzystania przestrzeni. Zaproponowaliście ławkę w parku? Ale przecież gdy postawimy ławkę, nie będziemy mogli w tym miejscu posadzić drzewa. Proponujecie drzewo? Zablokuje miejsce na ławkę!
Zgodnie z regulaminem, urzędnicy mogą oczywiście odmówić zaakceptowania projektu, który wchodzi w konflikt z innym realizowanym lub zaplanowanym przedsięwzięciem. Ale mowa o działaniach, które już są prowadzone, lub które zaplanowano czy to w wieloletniej prognozie finansowej czy w planie miejscowym lub innych tego typu dokumentach. Tu jednak nie powołano się na żaden konkretny plan, a postawiono jedynie hipotezę, że być może w przyszłości…
Samorządność po bemowsku
Od przeprowadzonej oceny oczywiście będziemy się odwoływać. Ustawa, która precyzuje zasady Budżetu Obywatelskiego, wskazuje jasno, jakie elementy propozycji mieszkańców podlegają ocenie urzędników – należy sprawdzić wymogi formalne (np. niezbędne podpisy poparcia), techniczne możliwości realizacji oraz zgodność pomysłu z prawem. Tu nie wykazano, by którykolwiek punkt regulaminu BO został naruszony. Przywoływane argumenty skupiają się raczej na subiektywnej ocenie zasadności pomysłu, a to powinni już ocenić mieszkańcy w głosowaniu. To oni powinni zdecydować, czy taki a nie inny sposób wykorzystania Fortu Bema jest zgodny z ich interesem.
Czego uczy nas ta cała historia? Po pierwsze, że obsługa Budżetu Obywatelskiego na Bemowie wciąż leży i kwiczy. Realizujemy ten proces już siódmy rok, a urzędnicy nadal nie nauczyli się regulaminu. Albo liczą na to, że nie znają go mieszkańcy. A patrząc szerzej – mamy 2020 rok, a niektórym nadal zdaje się, że dobrem wspólnym zarządzać można jak prywatnym folwarkiem. Praca w samorządzie traktowana jest w kategoriach władzy, nie służby. Miejski park nie jest parkiem, a terenem na wynajem dla każdego chętnego (sprawdzić, czy nie mieszkaniec:)). W oczach naszych włodarzy zaspokajanie podstawowych potrzeb mieszkańców, takich jak zapewnienie dostępu do zieleni i rekreacji (wskazane wprost w ustawie samorządowej!), schodzą na dalszy plan.
Jak bardzo potrzebne są otwarte, ogólnodostępne tereny zielone widać szczególnie dobrze po wybuchu pandemii – nawet przy niepogodzie na Forcie Bema zobaczyć można mnóstwo spacerujących osób, bo to najbardziej bezpieczny oraz zwyczajnie dostępny dla każdego sposób spędzenia czasu wolnego. Śpieszcie się z tego korzystać, bo nie wiadomo kiedy okaże się, że park znowu będzie tylko dla tych, którzy go sobie kupią. W sklepie z parkami, oczywiście.
- Kontrowersje wokół sprawy dzierżawy Fortu Bema opisywały liczne media lokalne, m.in.: Gazeta Stołeczna – Dlaczego mamy płacić za wstęp do miejskiego parku?; TVN Warszawa – Lokalny park wynajęty na komercyjny festiwal; RDC – Fort Bema zamknięty. Mieszkańcy: absolutnie oburzająca sytuacja