Czy ograniczenie koszenia traw pomoże nam w walce z suszą?

Kosić, nie kosić? Co roku toczą się na ten temat gorące dyskusje, również na lokalnych forach internetowych mieszkańców Bemowa. W porównaniu ze standardami sprzed kilku-kilkunastu lat, wydaje się, że zwolenników rzadszego koszenia trawników przybywa. Wciąż jednak część mieszkańców pozostaje nieprzekonana. Skąd wziął się w ogóle pomysł, by zamiast równo przystrzyżonej murawy, pozwalać trawie rosnąć dużo wyżej, a nawet pozostawiać rozsiewać się chwastom? Jakie korzyści możemy z tego czerpać? Garść ważnych argumentów przytacza w swoim artykule mieszkanka Bemowa, Małgorzata Chojecka.
Gościnnie dla Bemowiaków: Małgorzata Chojecka
Zmiany klimatyczne są widzialne gołym okiem. W tym roku do końca kwietnia w całej Polsce nie było prawie w ogóle opadów. Dodatkowo brak śniegu spowodował, że ziemia była bardzo przesuszona. Sytuacja poprawiła się w maju, ale jeśli powtórzy się to, co było w zeszłym roku, mamy przed sobą suche i upalne lato. Dodatkowo opady deszczu w miesiącach letnich są coraz częściej krótkie i gwałtowne. Nawet duży deszcz nie zasila więc gleby i roślin tylko wyparowuje lub spływa kanalizacją do rzek, które bardzo szybko odprowadzają wodę do Bałtyku. Jak sobie radzić w tej sytuacji?
Odpowiedzi jest wiele, ale ja chciałabym się skupić na naszym bezpośrednim otoczeniu. Warto np. zmienić nasze podejście do trawników. Przez lata przyzwyczailiśmy się do wizji krótko przystrzyżonej, soczystej murawy. Do takiego ideału dążymy pielęgnując nasze ogrody czy trawniki pozostające pod zarządem wspólnot lub spółdzielni mieszkaniowych. Kłopot polega na tym, że udają się one na dobrze nawiezionej i nawodnionej glebie. Pomysł przecież pochodzi z dawnej, chłodnej i deszczowej Anglii, której klimat znacząco różni się od klimatu Polski ostatnich lat.
Wiedząc więc, że na deszcze nie możemy za bardzo liczyć, warto ograniczyć koszenie trawników. Zarząd Zieleni m. st. Warszawy wprowadził następujące zasady:
- obserwowanie warunków pogodowych – przy braku opadów koszenie powinno zostać wstrzymane;
- ograniczona częstotliwość koszenia do maksymalnie 3 razy w roku w przypadku trawników przyulicznych w pasach drogowych oraz 1-2 razy w roku na łąkach kwietnych, ostojach przyrody i na skwerach;
- wysokość koszenia – 10 cm, aby nie uszkodzić rozet roślin dwuliściennych, które bardzo często porastają nasze tereny zielone oprócz traw;
- jedynie trawniki świeżo założone lub reprezentacyjne muszą być koszone częściej. W przypadku tych pierwszych chodzi o zagęszczenie trawy.
Dlaczego to takie ważne? Po skoszeniu trawa jest krótka, a ziemia odsłonięta. Powoduje to nadmierne wysychanie i jałowienie gleby. W ostatnich latach mamy coraz częściej do czynienia z wydmuchiwaniem próchnicy i pustynnieniem terenów rekreacyjnych lub rolnych. Tymczasem wysoka trawa dłużej zachowuje wilgotność, a podczas gwałtownych ulew i nawałnic zatrzymuje więcej wody, ograniczając ryzyko podtopień. Pozwalając jej rosnąć dopuszczamy możliwość wykłoszenia się. Nasiona zasilają wówczas glebę, część z nich kiełkuje, a co ważniejsze są pożywieniem dla ptaków. Dzięki temu pozwalamy też na rozwój większej ilości roślin dwuliściennych, których kwiaty to jadłodajnia dla zapylaczy. Takie tereny są bioróżnorodne, podczas gdy skoszone trawniki to biologiczna pustynia. Okazuje się, że miejsca, które kosimy nie częściej niż raz w roku, są znacznie bardziej odporne na susze. Mimo tego, że wokół wszystko jest wypalone, tam ciągle mamy zielone enklawy, które zwiększają wilgotność powietrza i obniżają temperaturę, działając przy tym przeciwsmogowo – jak np. łączka za szkołą przy ul. Zachodzącego Słońca (na zdjęciu).
Niekiedy argumentem wysuwanym za częstym koszeniem trawy są kleszcze. Jest ich więcej, a co gorsza znacznie częściej są zakażone krętkami borelii i wirusa odkleszczowego zapalenia mózgu. Zdaniem Krzysztofa Dudka z Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu1 jednak wynika to nie tylko z ocieplenia klimatu, ale również ze spadku poziomu różnorodności biologicznej. Kiedy więc wykaszamy trawniki kleszcze nadal tam są, pozbywamy się za to wielu ssaków, gadów i ptaków. Natomiast bioróżnorodność na obszarach łąk kwietnych i terenach rzadko koszonych staje się naszym sprzymierzeńcem. W takich warunkach kleszcze mają więcej naturalnych wrogów oraz znajdują większą ilość żywicieli, a to znacząco zmniejsza ryzyko zakażenia chorobami odkleszczowymi. Na ten temat można też przeczytać w dodatku specjalnym do Tygodnika Powszechnego Chwalcie Łąki2.
Zachęcam więc gorąco, aby we własnych ogrodach i na działkach ograniczyć koszenie. Można o tym porozmawiać z sąsiadami i wpłynąć na zarządy wspólnot mieszkaniowych. Proponuję też pilnowanie służb miejskich. Kwietne łąki, skwery i inne tereny specjalne powinny być koszone raz w roku. Z informacji, którą uzyskałam od firmy zajmującej się koszeniem trawy na Bemowie wynika, że w tym roku na trawniki przydrożne z kosiarkami będą wyjeżdżać 2 razy. W niektórych miejscach zrobili to w ostatnich dniach, drugie koszenie jest zaplanowane na wrzesień. Niestety nas ogół używają motokos z powodu wąskich trawników, a one nie dają możliwości zachowania 10 cm wysokości koszenia. Efekt można zobaczyć na zdjęciach trawników przy ul. Sosnowieckiej – kępy żółknącej trawy i gołe placki ziemi nie wyglądają najlepiej.
Warto też pamiętać o tym, że kępy kwiatów, które znajdują się na trawnikach możemy obronić przed kosami. Trzeba je tylko ogrodzić. Choć czasami wystarczy zdrowy rozsądek kosiarzy, którym jestem niezwykle wdzięczna za zostawienie dorodnej kępy maków piaskowych przy ul. Sosnowieckiej. Mimo braku oznaczenia zostały oszczędzone, a teraz przepięknie kwitną.
Możemy też ochronić samosiejki drzew. W ostatnim czasie w Warszawie, również na Bemowie pojawiły się drzewa posadzone przez Zarząd Zieleni w ramach akcji Milion Drzew. Ich koszt jest wysoki ponieważ do nasadzenia użyta jest ziemia kompostowa, drzewa mają system stabilizacji oraz system napowietrzania korzeni. Dzięki temu wiele nasadzeń z 2019, a nawet 2017 przetrwało. Dodatkowo w okresie letnim muszą być podlewane z beczkowozu lub za pomocą trigatorów. Tymczasem na naszych trawnikach możemy spotkać małe klony, dęby, topole czy nawet lipy. Ponieważ są dostosowane do warunków nie potrzebują żadnych dodatkowych zabiegów, aby przetrwać. Jeśli pozwolimy im rosnąć, za jakiś czas będziemy się cieszyć cieniem ich koron i oszczędzimy budżety miasta i dzielnicy na inne cele.
O autorce | |
![]() |
Małgorzata Chojecka – Koordynatorka kursów online i trenerka Fundacji „ABCXXI-Cała Polska czyta dzieciom”, obecnie w projekcie Mądrzy Cyfrowi, który polega na kształtowaniu odpowiedzialnych postaw społecznych z wykorzystaniem nowych technologii. Jako członkini Polskiej Sekcji Ibby jest odpowiedzialna za organizację cyklicznego Forum Książki dla Młodego Czytelnika. Współpracuje też z bibliotekami, w tym z placówkami na Bemowie, gdzie mieszka od ponad 20. Co najmniej tak długo interesuje się ekologią i środowiskiem naturalnym. Prywatnie szczęśliwa żona i matka dwójki dorosłych dzieci, Piotra i Doroty. |
- Kleszcz też bywa zjadany – artykuł z serwisu naukawpolsce.pap.pl
- Tygodnik Powszechny, numer 23-24/2020
tereny zielone mają zapewniać w miastach tlen, ale system koszenia powoduje, że smogu przybywa, to bezsens tak „pielęgnować” zieleń