Budżet nie taki partycypacyjny

Na początek wiadomość dobra. Już od ponad miesiąca trwa składanie projektów budżetu partycypacyjnego na 2017 rok. Jeszcze do 15 stycznia mieszkańcy mogą zgłaszać swoje pomysły, poparte 30 podpisami warszawiaków. Strony odpowiedzialne za poszczególne komponenty procesu, czyli dzielnica Bemowo, dzielnicowy zespół ds. budżetu partycypacyjnego i Centrum Komunikacji Społecznej m.st. Warszawy, namawiają do składania projektów i promują idee partycypacji społecznej. Promują je także w mediach społecznościowych… No właśnie. I teraz właśnie zaczniemy komunikować złe (a może po prostu dziwne?) wiadomości.

Bieżące informacje na temat procesu BP można uzyskać na facebookowym profilu „Budżet partycypacyjny w Warszawie”. Profil jest prowadzony przez Centrum Komunikacji Społecznej m.st. Warszawy, czyli oficjalnego „właściciela” BP. Ukazują się tam również informacje o już zrealizowanych projektach. Pod jedną z takich informacji w komentarzach mieszkańcy Bemowa zapytali, dlaczego projekt dwóch biblioteczek plenerowych, na który zagłosowano w 2014 r., nie został zrealizowany w naszej dzielnicy. I tu zaczyna się satyryczny ping-pong. Skracając:
– CKS zobowiązuje się do sprawdzenia, dlaczego projekt nie jest realizowany
– Kilka dni później zamieszcza informację, że powodem są problemy z własnością gruntu
– Mieszkańcy odpowiadają, że nie jest to możliwe, ponieważ dokładnie w tym samym miejscu jest już realizowany inny projekt BP, a w drugiej z przewidzianych lokalizacji nie ma ryzyka zgłaszania roszczeń, ponieważ do niedawna i “od zawsze” był to teren wojskowy
– Niezależnie ukazuje się informacja od burmistrza Marka Lipińskiego, w której informuje on Przewodniczącego Rady Dzielnicy o bieżącym stanie realizacji projektów BP. Pismo zawiera informację, że projekt biblioteczek jest niedoszacowany (patrz: skan pisma część pierwsza i druga).
– Mieszkańcy po raz kolejny wyrażają zdziwienie, i to podwójne. Po pierwsze – jak to możliwe, że CKS tłumaczy niezrealizowany projekt problemami własnościowymi, a burmistrz złym oszacowaniem kwoty niezbędnej na realizację? Wygląda na to, że obie strony albo nie informują się nawzajem (i stąd różnica stanowisk), albo też ŚWIADOMIE próbują wprowadzić mieszkańców w błąd. Po drugie, jak to możliwe, że dopiero teraz się okazuje, że projekt jest niedoszacowany?
– CKS ostatecznie nabiera wody w usta i odsyła mieszkańców do koordynatora BP w dzielnicy
– Koordynator nie reaguje na ŻADEN mail
– Również naczelniczka wydziału odpowiedzialnego za realizację projektu biblioteczki nie reaguje na wysłany do niej mail
– Kolejny mail w tej sprawie (do wiadomości CKS) wychodzi 21 grudnia, odpowiedzi brak.

Powstał pat. Powyższe studium przypadku perfekcyjnie ilustruje następujące słabości budżetu partycypacyjnego w Warszawie:

Obecny podział zadań pomiędzy CKS (komórka koordynująca proces) a urzędy dzielnic (jednostki, którym powierzono jego wdrażanie) zupełnie nie przewiduje jakiejkolwiek „wyższej instancji” – instytucji lub komórki, która odpowiedzialna byłaby za nadzór nad realizacją całości. Mamy do czynienia z dwiema rzeczywistościami równoległymi, funkcjonującymi niejako oddzielnie od siebie  – CKS koordynuje, promuje, informuje, ale nie może egzekwować; dzielnice realizują, ale nie ma nikogo kto by je monitorował (w znaczeniu „rozliczał”, bo monitoring, rozumiany jako zbieranie informacji o postępach oczywiście się odbywa i jest realizowany przez CKS).

Wygląda na to, że żadna z zaangażowanych instytucji nie poczuwa się do bycia właścicielem BP jako całości. Prawdopodobnie błąd popełniono już na poziomie planowania całego procesu, bo jego projektowanie odbyło się odgórnie, na poziomie miasta, by następnie na poziom dzielnic scedować wdrażanie tak opracowanych zasad i procedur. W efekcie „wykonawca” nie czuje się odpowiedzialny za realizację strategii, której nie współtworzył.

Mamy więc dwugłos instytucji na poziomie miejskim i dzielnicowym, co bardzo źle robi wizerunkowi samego Budżetu Partycypacyjnego, nie mówiąc o jego realizacji. Poszczególne komórki organizacyjne i jednostki miasta powinny mówić do mieszkańca jednym głosem, tymczasem z dwóch stron płyną sprzeczne informacje, w dodatku brak jest jakiejkolwiek instytucji nadrzędnej, do której można by się zwrócić z prośbą o jednoznaczne rozstrzygnięcie sprawy a także dopilnowanie, by projekty zostały w końcu zrealizowane.

Puenta? Kiedy kilka stron przerzuca się odpowiedzialnością za opóźnienie, można jedynie zacytować wiersz Mariana Załuckiego „Kubuś Spóźnialski”

„Bo w sąsiedztwie piorun gruchnął,
Bo tatusia bolał ząb,
Bo wuj kłócił się z ciotuchną
I spóźnienie właśnie stąd!”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *